Pod koniec sierpnia tego roku pojechałem z Tatą na wyprawę rowerową. Początek naszej trasy przebyliśmy autobusem, którym dotarliśmy na Osiedle Kasztanowe. Tam wsiedliśmy na rowery i rozpoczęliśmy naszą wyprawę. Po jakichś dziesięciu minutach jazdy zorientowaliśmy się, że pomyliliśmy trasę. Nie był to obiecujący początek, ale szybko odnaleźliśmy właściwą drogę. Mniej więcej po godzinie dojechaliśmy do Goleniowa. Oznaczało to, że przejechaliśmy już połowę drogi do miejsca noclegu. Droga mijała nam przyjemnie. Po drodze widzieliśmy stado saren skubiących trawę. Było ich ze czternaście!
O zmierzchu dotarliśmy do miejsca naszego noclegu. Była to Ostoja Orła Białego w Kopicach. Byliśmy bardzo zmęczeni, ale zadowoleni. Gospodarze powitali nas bardzo uprzejmie. Rozbiliśmy namiot i zrobiliśmy sobie ognisko. Jedliśmy kiełbaski i piliśmy herbatę. Nagle usłyszeliśmy dźwięki do złudzenia przypominające muczenie krowy. Gospodarze wytłumaczyli nam jednak, że to są ryki jeleni, bo to okres ich godów. Powiedzieli nam też, że te okolice to największe siedlisko bielika w Europie! Było już bardzo późno, a my okropnie zmęczeni, więc z przyjemnością weszliśmy do naszego namiotu i zasnęliśmy w jednej sekundzie, owinięci w ciepłe śpiwory.
Obudziliśmy się rano i czekała na nas jeszcze jedna niespodzianka – trzy szczeniaczki owczarka niemieckiego, które mieszkały w gospodarstwie razem ze swoją mamą. Były bardzo ładne, pocieszne i skoczne. Około południa pożegnaliśmy gospodarzy i wyruszyliśmy w dalszą drogę. Ponieważ było strasznie gorąco w międzyczasie zatrzymaliśmy się, żeby się wykąpać w Zalewie Szczecińskim. Po przebyciu 10 km zrobiliśmy sobie postój przy ambonie, żeby odpocząć, ale mimo zmęczenia nie zrezygnowaliśmy z tego by wspiąć się na nią i podziwiać okolicę. Po jakimś czasie zobaczyliśmy krowy, które wyglądały jak te z Dzikiego Zachodu – były kościste i bardzo chude.
W kolejnej miejscowości przypadkowo trafiliśmy na jarmark z okazji Dożynek. Nigdy jeszcze na takim nie byłem. Kupiliśmy watę cukrową i zjedliśmy z Tatą pyszne pierogi! Następnie bardzo zadowoleni i najedzeni ruszyliśmy w dalszą podróż. W końcu dojechaliśmy do Przybiernowa, a godzinę później – do Golczewa, czyli celu naszej wyprawy. Mama, Brat i Dziadkowie przywitali mnie i Tatę z dużym entuzjazmem. Okazało się, że przejechaliśmy ze Szczecina aż 90 km!
Mimo, że byliśmy zmęczeni długą jazdą, to jednak bardzo szczęśliwi! To była niezapomniana wycieczka!